NIGDY NIE SMAŻĘ RYBY. PIECZONY PSTRĄG ŁOSOSIOWY. SPICY ROASTED SALMON TROUT.




     Nigdy nie smażę ryby.
Zazwyczaj gdy mówię to w towarzystwie, to w momencie wypowiedzenia ostatniego słowa czuję na sobie nienawistny wzrok paru osób. Praktycznie od razu pada to pytanie, w formie prawie nigdy nie zmiennej: „to co Z NIĄ robisz?” jakby naprawdę nie było innej możliwości niż pacnąć umorusaną w panierce rybę na unurzaną w oleju patelnię.
Fuj, fuj, fuj, choć to fuj dotyczy głównie mącznej panierki i tego oleju.

     Niejednokrotnie zastanawiałam się skąd bierze się ta ogólna niechęć większości osób do ryb lub z drugiej strony, niechęć do przetworzenia ryby, w jakikolwiek inny sposób niż na patelni. Do tego wszystkiego można dodać ogólnokrajowe uwielbienie smażeniny i zadziwiającą, powszechną tolerancję wobec smażalni, czego efektem są budy, bary, a nawet restauracje na wybrzeżu Bałtyku. W powszechnej świadomości nie być nad Bałtykiem na „smażonej rybce” to tak jakby nigdy nie być w McDonaldzie. Niemożliwe.

     Smażenina z ryb jest tym bardziej zastanawiająca, że jak wynika z opowiadań moich babć oraz przepisów z książek kulinarnych z przedwojnia, kultura jedzenia ryb była w naszym kraju mimo wszystko powszechna. Rybę jedli młodsi i starsi, w mieście i na wsi, o ilę tylko w okolicy była rzeczka (podkreślam, że to nawet rzeka być nie musiała) lub zbiornik wodny. I nawet w mojej rodzinie krąży opowiadanie, jak to pradziadek rano wychodził na ryby. Wracając do skali kraju dostępne były głównie ryby słodkowodne, ale również niektóre morskie (choć ich wybór był znacznie mniejszy). W zależności od majętności jadało się śledzie, płotki, karasie, pstrągi, liny, leszcze, szczupaki, karpie (także poza sezonem wigilijnym), dorsze oraz zapewne inne ryby, do których przepisów nie dotarłam. I nie, przepisy ich dotyczące nie opisują smażenia. Powszechne było pieczenie, gotowanie, przygotowywanie w formie chłodnej do chleba i ziemniaków, jak i w galarecie. Pełen wybór. Na tej podstawie, wydaje mi się, że niestety okres biedy powojennej i PRL-odcisnął swój ślad na całej sztuce gastronomicznej, w tym na naszej rybnej świadomości. Skoro dostęp do zwykłego jedzenia był ograniczony, to ciężko było przebierać w składnikach i doprawiać.

     Ślad ubogości kulinarnej poprzednich dekad utrzymuje się aktualnie, moim zdaniem, główne w braku pomysłowości i przyzwyczajeniu, wspomnianej tolerancji do smażeniny, która swoją drogą jest wybitnie niezdrowa i chyba nie muszę tego udowadniać.

Teraz morał.
   Skoro posiadamy dostęp do różnych źródeł składników spożywczych to pomimo różnych możliwości finansowych, próbujmy z ryby uzyskać coś więcej niż panierkę z dodatkiem ryby. Możemy ugotować, upiec, przetworzyć. Z pomidorem, papryką, czosnkiem, natką, ziemniakiem i marchewką. Nie wszystko zawsze będzie najsmaczniejsze i najlepsze, ale zawsze warto próbować. Choćby po to, by raz na parę razy, znów zjeść tą smażoną rybę i mieć porównanie.


Jedzmy rybę na zdrowie!


Składniki:

Do „rybki”
1 – 2 filety z pstrąga łososiowego lub łososia, świeże, ze skórą
pieprz syczuański
sól gruboziarnista
wędzona słodka papryka
suszone papryczki chili
oliwa

Do salsy z avocado
1 mała czerwona cebula
sok z 2 limetek
1 ząbek czosnku
1 świeża papryczka chili
2 avocado
duża garść skrojonej świeżej kolendry
1 łyżka oliwy







Wykonanie

Ryba
  1. Sprawdź czy skóra ryby została pozbawiona łusek. Jeśli nie to musisz ją oskrobać.
    Jak?
    ->Szybki przewodnik wg. mojego sprawdzonego sposobu.
    Puść spory strumień wody z kranu. Rybę wsadź pod strumień wody, a następnie ostrym nożem suń w kierunku przeciwnym do łusek. Chciałoby się powiedzieć „pod włos”, ale w tym przypadku pod łuskę. Pstrąg i łosoś posiadają mocną skórę więc nie musisz robić tego nazbyt delikatnie. Dzięki wodzie łuski nie będą strzelać na boki i nie pobrudzą kuchni, jak to zwykle bywa. Możesz do tej czynności przywdziać rękawicę, by dłonie nie pachniały rybą. Po „zabiegu” rybę osusz papierowym ręcznikiem.
  2. Nastaw piekarnik na 180º.
  3. Przyprawy wsyp do moździerza lub w inne naczynie, w którym je zgnieć. Nie muszą być pyłem, wskazane jest nawet by było widać ich kawałki. Chodzi raczej o to, byś wiedział/a ile ich w sumie masz. Dzięki temu kolejny krok będzie łatwiejszy. Dolej ok. 1 łyżkę oliwy. Zamieszaj.
  4. Ponacinaj w 2-3 miejscach skórę ryby. Natrzyj kawałki, szczególnie skórę i miejsca nacięć, w które wciśnij trochę przypraw. Mięso także natrzyj, ale bez przesady. Tak mniej więcej ¾ przyprawy na skórę, reszta na mięso.
  5. Na blasze do pieczenia połóż pergamin i wyłóż na niego rybę, skórą do dołu. Piecz w piekarniku ok. 20-25 minut. Po 15 minutach zmniejsz temperaturę do 150º. Pamiętaj ryba to nie suchar ani beza, więc nie trzymaj jej dłużej niż 30 minut w piekarniku!!!
  6. Przejdź do salsy.

Salsa
  1. Pokrój bardzo drobno czerwoną cebulę, czosnek, papryczkę chili (od tego momentu nie dotykaj oczu, ust, ani nosa – kapsaicyna, pamiętasz?).
  2. Pokrój dojrzałe avocado, a następnie większą część rozgnieć widelcem, tak by miała postać prawie masła.
  3. Zmieszaj składniki i dolej sok z limetki. Dopraw solą i pieprzem. Na koniec dodaj 1 łyżkę oliwy by rozluźnić salsę.

Podawaj łącznie np. z kawałkami tortilli (chipsami kukurydzianymi).

*Ten przepis na rybę możesz wykorzystać także jako marynatę na rybę z grilla.
Pozostaw rybę na godzinę w przyprawach a potem połóż na ruszt, aż mięso się zetnie a skórka zrobi chrupka.

Smacznego!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Akcje kulinarne

Jesienne Superfoods

Twitter Updates

Meet The Author